Legalizacja gry na lewo

Czas ma prawo legalizować grę zawodniczek "na lewo". Związki z tego powodu odrzucają uczciwość.


Na poziomie Ekstraligi kobiet kluby nie pozwolą sobie, aby celowo wystawić do gry nieuprawnioną zawodniczkę. Wynika to nie tylko z konsekwencji jakie mogą być w formie walkoweru, ale głównie z tego powodu, że środowisko piłkarek w Polsce jest dość małe i na tym poziomie rozgrywkowym wszyscy się znajdą, a więc jeśli ktoś zagrałby pod innym nazwiskiem od razu wyszłoby to na jaw. W I lidze kobiet jest trochę podobnie. Jeśli na szczeblu centralnym zdarzą się już takie sytuacje to wynikają one z błędu ludzkiego i gapiostwa. Co innego na niższych poziomach rozgrywkowych gdzie piłkarki są bardziej anonimowe i ich rotacja jest większa. Tam, w II, III bądź IV lidze gra na lewo zdarza się niestety nie jednokrotnie...

Nie ma żadnego uczciwego usprawiedliwienia, aby zawodniczki nielegalnie grały w piłkę poprzez grę pod innym nazwiskiem tuszując tym samym realny czas gry w dwóch meczach w jednym terminie (np w I zespole i w rezerwach), gry pomimo pauzy za kartki, omijania w ten sposób przepisów ilości zawodniczek spoza Unii Europejskiej bądź z inną datą urodzenia. Niestety sygnały o takich nieprawidłowościach pojawiających się w różnych częściach Polski pojawią się co rundę w dwucyfrowych przypadkach. Nie ma na to żadnego uczciwego usprawiedliwienia, ale jest za to regulamin, który przyzwala na legalizacje gry na lewo. Jak to możliwe? Związki zarówno PZPN, jak i związki wojewódzkie powołują się na przedawnienie, które co najśmieszniejsze rozpoczyna się trzeciego dnia po rozegraniu meczu, czyli jeszcze przed kolejną kolejką!

Ostatnio pojawił się temat głośnego meczu podkarpackiej III ligi kobiet pomiędzy Sokół II Kolbuszowa Dolna - Inter Gnojnica (7:1) z 3 maja. W drużynie gospodarzy zagrały dwie zawodniczki z pierwszoligowego zespołu Sokoła, które nie były wpisane do protokołu meczowego. Przeciwna drużyna o tym fakcie zorientowała się dopiero kilkanaście godzin po meczu patrząc na protokół meczowy z Extranetu na ogólnodostępnym serwisie internetowym PZPN. Inter złożył odwołanie 6 maja, a związek odrzucił protest "ze względu na nieterminowe złożenie i nieopłacenie kaucji". Tym samym związek w I instancji za ważniejsze uznał, że protest musi być złożony w terminie do 48 godzin po rozegraniu meczu niż treść protestu, która okazała się nieważna ze względu na przekroczony termin. Klub odwołał się do Komisji Odwoławczej.

To tylko jeden z najświeższych przykładów, kiedy związki odrzucają protesty klubów łapiąc je na uchybieniach formalnych dotyczących terminu złożenia protestu bądź błędnej wysokości kaucji. Takich podobnych sytuacji w II i III lidze było co najmniej kilkanaście w tym sezonie. Co w tym najbardziej niepokojące związki mając sygnały i niekiedy nawet wyłożone na tacy dowody choćby w postaci zdjęć i materiałów wideo, że w konkretnym meczu były nieprawidłowości często same z siebie nie podejmują czynności wyjaśniających. Są oczywiście też przykłady masowego egzekwowania prawa, gdy po dość długim odstępie czasu jakiś zespół jest nagle karany kilkoma walkowerami z rzędu. Taka sinusoida.