Miejmy postulaty!

- Przeprosiny i laurka są złą strategią: polityka małych kroków ma sens - pisze w swoim felietonie Suzi Andreis.


Tydzień temu Gazeta Wyborcza umieściła w swoim ogólnokrajowym wydaniu długi wywiad z Katarzyną Kiedrzynek, bramkarką i zarazem kapitan reprezentacji Polski w piłce nożnej, grającą na co dzień we francuskim Paris Saint-Germain, jednym z czołowych europejskich klubów piłki męskiej i kobiecej (http://wyborcza.pl/7,154903,23278556,bramkarka-reprezentacji-polski-pozwolmy-kobietom-grac-w-pilke.html) Nie można się nie ucieszyć z samego faktu, że całą stronę jednej z największych ogólnokrajowych gazet poświęcono piłce nożnej kobiet, dlatego polecam lekturę.

Okazją do rozmowy były niedawne afery związane z organizacją meczów wyjazdowych reprezentacji przez PZPN: najpierw błąd w zgłoszeniu zawodniczek do meczu z Albanią, przez co Polki grały w niepełnym składzie i zremisowały mecz, który w normalnych warunkach powinny były wygrać. Potem przelot do Glasgow tanimi liniami lotniczymi: kilkugodzinne opóźnienie samolotu i brak planu B spowodowały, że zawodniczki wylądowały późno w nocy i nie zdążyły na oficjalny trening na stadionie, gdzie miały zagrać mecz. Następnego dnia przegrały z reprezentacją Szkocji i praktycznie straciły szansę na wyjazd na Mistrzostwa Świata, które przed tym dwumeczem były konkretną perspektywą.

Wywiad jest świetną tubą nagłośnieniową dla spraw, o których piłkarki wiedzą doskonale a które poza naszym środowiskiem są rzadko kiedy poruszane: np. z czołowej dziesiątki męskiego rankingu FIFA tylko Polska nigdy miała reprezentacji kobiet na mistrzostwach Europy, czy świata. Jeszcze, w krajach, takich jak Chile, czy Dania, gdzie piłka nożna (już) nie jest męskim skansenem, piłkarki są nominowane do plebiscytów dla najpopularniejszych osób w sporcie i kraju. To świadczy o przepaść pomiędzy sytuacją piłki nożnej kobiet w Polsce i w innych krajach, szczególnie tych w najbliższym sąsiedztwie.

Cieszę się, że Kiedrzynek dużo i dobrze mówi o barierach, które piłkarki znajdują na swojej drodze podczas przygody z piłką. Barierą jest ostracyzm i niechęć, wręcz hejt, bo kobieta-piłkarka to pojęcie, które jeszcze nie weszło do głowy większości Polaków i też Polek: "Kilkanaście lat temu, jak ja zaczynałam grać w piłkę, to byłam jedyną dziewczynką w okolicy i mam wrażenie, że dalej jest tak samo" możemy przeczytać w Gazecie Wyborczej. Barierą jest też brak "niemal wszystkiego. Od trenerów bramkarek, specjalistów od przygotowania fizycznego, opieki medycznej, po boiska, transport, nawet sprzęt", co powoduje, że wiele zawodniczek kończy karierę przedwcześnie, wykończonych brakiem siły i perspektyw.

Kiedrzynek niestety mówi też asekurancko i przepraszająco: "nie mam problemu, że latałyśmy tanimi liniami. Nie jesteśmy księżniczkami" i jeszcze "nam nie potrzeba luksusów". Chciałabym, żebyśmy wszystkie odeszły od bycia miłą, grzeczną i skromną dziewczyną, taką, jaką oczekują działacze, dziennikarze, kibice. Pojęcie luksusu jest względne, ale w świetle funkcjonujących w piłce męskiej standardów, stwierdzenie Kiedrzynek jest wręcz (niestety) śmieszne. Zastanawiam się, czy na pokładzie to związek zafundował piłkarkom pringelsy i soki (albo inne trunki), czy same musiały za siebie wyłożyć, bo "luksusu im nie trzeba"?

Nie mogę się też zgadzać z laurką dla prezesa PZPN Zbigniewa Bońka i z zadeklarowaną wiarą w to, że wesprze kiedyś piłkarki i "weźmie się do futbolu kobiecego". Trudno uwierzyć, że seksista tego kalibru (słynne "z babą o piłce nie rozmawia" do którego odniosła się nawet amerykanka Hope Solo) zrobi kiedyś coś, co doprowadzi do zmiany kultury piłkarskiej, że podejmie kroki, by niwelować panujący seksizm, który jest u podstaw nierówności w polskim futbolu, że przyczyni się do prawdziwego rozwoju piłki nożnej kobiet (i nie tylko jako biznes, bo kiedyś kobieca piłka staje się opłacalnym biznesem też u nas). Jak na razie organizacja, której szefuje rażąco dyskryminuje kobiety, o czym świadczą m.in. afery z ostatnim dwumeczem reprezentacji. W twitterowych wypowiedziach Bońka po tych wydarzeniach widać całą pogardę, którą obecnie w Polsce traktuje się piłkarki.

Żeby było jasne, nie zamierzam tym komentarzem uderzać w Kiedrzynek, której jestem wdzięczna za to, że zabrała głos i dała mi tym samym okazję do pociągnięcia tematu dalej. Przeprosiny i laurka są złą strategią: polityka małych kroków ma sens, wtedy kiedy się ma dalszą perspektywę. Wiemy, czego chcemy, zgadzamy się na to, że możemy to osiągnąć powoli, ale dążymy do tego nieustannie, nie odpuszczamy. U naszych piłkarek, włącznie z Kiedrzynek (jak wnioskuję z wywiadu), brak tej dalszej perspektywy. Wiemy, czego byśmy chciały, ale nie mamy odwagi wypowiedzieć tego otwarcie. Prędzej przepraszamy za to, że zabieramy głos, niż domagamy się swoich praw. Od lat dostajemy tylko na waciki, jeszcze za to dziękujemy, bo może w następnym budżecie PZPN (o którym rzecz jasna nic nie wiemy, bo nie jest publiczny) znajdzie się grosz na lepsze waciki...

Nie tędy droga: formułujmy własne postulaty!
Chcemy równe premie, równy dostęp do infrastruktur i sprzętu (w tym równy transport).
Chcemy realną antydyskryminacyjną politykę w polskiej piłce na każdym jej szczeblu.
Chcemy fundusz gwarancyjny, dzięki któremu upadające kluby będą mogły zakończyć sezon.
Chcemy antyseksistowskie szkolenia dla dziennikarzy, żeby nauczyli się jak o nas rzetelnie, nie paternalistycznie, protekcjonalnie pisać.
Lista otwarta, utwórzmy ją razem!


Suzi Andreis
KS Chrząszczyki
www.chrzaszczyki.com.pl